wtorek, 9 listopada 2010

Wiara w wolny rynek

Ostatnio byłem z kolegami na piwie i jak zwykle skończyło się kilkugodzinną rozmową na tematy polityczno-społeczne. Jednym z konfliktowych spraw było zniesienie instytucji państwowych które koncesjonują dopuszczalność leków na rynek. Na Wikipedii czytamy:

Wprowadzenie nowego leku do obrotu na rynku farmaceutycznym podlega ścisłym regulacjom prawnym i jest związane z długim i kosztownym procesem prowadzenia badań klinicznych. Zakończeniem procesu rejestracji jest pozwolenie na dopuszczenie do obrotu przygotowywane przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, a podpisywany przez Ministra Zdrowia. Organem dopuszczającym lek na rynek jest, zatem Minister Zdrowia.


Moje zdanie w tym temacie jest proste – rynek leków powinien być traktowany dokładnie tak samo jak inne produkty i państwo nie powinno się w ten proces mieszać. Dzisiaj od momentu wymyślenia leku do czasu wprowadzenia go do obrotu mija 7-10 lat, a rynek jest bardzo zmonopolizowany. Ile ludzi ginie w tym okresie 7-10 lat w którym lek już mógłby być sprzedawany i ratować życia? Ile tańsze i jak bardziej dostępne byłyby leki gdyby nie koszty wprowadzenia leku na tak sztywny rynek? Jaki urzędnik podpisze się pod lekiem który wprawdzie leczy znakomicie zdecydowaną większość pacjentów, ale ma też czasami śmiertelne skutki uboczne?

Wprowadzają regulacje „obronne” przed szkodliwymi lekami, jednocześnie zablokowaliśmy sobie drogę rozwoju do leków dobrych które nie mają szans się zrodzić przy dzisiejszych regulacjach. Jeśli ktoś nie jest w stanie sobie tego wyobrazić, to temat do dyskusji jest praktycznie zamknięty. Żadne statystyki nie są nam w stanie pomóc jako argumenty w sporze za lub przeciw. Jedyną możliwością jest wiara w to że wolny rynek zawsze i wszędzie działa lepiej (nie mylić z „idealnie”) niż zbiurokratyzowane państwo i jego dobre chęci. Rynek leków naprawdę nie jest tu niczym specjalnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz