środa, 11 sierpnia 2010

Siła nauki

Ostatnio na wypadzie z kumplami sporo czasu zajęła nam dysputa nt przymusowego szkolnictwa. Zasadniczo można zdefiniować dwa obozy:
1) dzieci są naszym wspólnym dobrem (państwowe) i ogół decyduje o minimum naukowym (takim samym dla wszystkich) które każde dziecko musi posiąść. Związane jest z tym jest „wyrównywania szans” tak aby każdy miał dostęp do „darmowego” szkolnictwa.
2) dzieci są własnością rodziców i oni decydują do jakiej szkoły posłać dzieci (lub może nauczać tylko w domu). Szkoły są całkowicie prywatne a państwo nie wtyka swoich paluchów w edukację.

Ideowo te dwa obozy są tak różne że naprawdę bardzo ciężko przekonać kogoś z przeciwległego obozu do przejścia do swojego obozu.
Jak ktoś uważa że ma prawo decydować za rodziców jak je wychowywać i uczyć to raczej żadne argumenty go nie przekonają. Zaczną się sypać standardowe przykłady – „a co z biednym Jasiem którego nie stać na naukę albo rodzice chcą żeby robił w polu gdy Jasio chciałby być prawnikiem”. Odpowiedź w stylu: „nic” dla zwolenników obozu (1) jest nie do zaakceptowania.

Oto moja tabelka pros-cons:
1) 
- program naukowy wytyczony przez bandę biurokratów, klientem jest państwo które ma monopol na naukę
– ciągłe zaniżanie poziomu nauczania tak żeby przeciętna większość zdała
- nauka odtwarzania wiedzy a nie myślenia samodzielnie
- dzieci robią co chcą z nauczycielami – nauczanie „bezstresowe”
+ tytuł magistra którym można się pochwalić sprzedając hot-dogi
+ wiedza bardzo przydatna w popularnych teleturniejach
+ ułatwione sterowanie pseudointeligencją w systemie demokratycznym
2)
- biedy Jasio
+ ciągły rozwój poziomu nauczania (konkurencja szkół)
+ różnorodność programu nauczania dostosowany do potrzeb „rynkowych”, gdzie klientem jest rodzic płacący za naukę

Piszę to oczywiście z punktu widzenia zwolennika obozu (1).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz